MOJE ZLOTY POLSKIEGO RUCHU PRZYJACIÓŁ INDIAN




27 ZLOT W UNIEJOWIE | 20 ZLOT PRPI W CHODZIEŻY |



27 ZLOT W UNIEJOWIE


Rozmówka z Ranoresem, organizatorem 27 Zlotu w Uniejowie.

- Na otwarciu Zlotu powiedziałeś, że przygotowania do niego zajęły Ci cztery miesiące. Z czym miałeś najwięcej problemów?

- Najtrudniejsza i najcięższa praca była przy obcinaniu 1500 tyczek do tipi. Robiłem to razem z synami Sandro i Damianem oraz z Leszkiem Pawlickim i Sylwestrem Antoniakiem. Znoszone to wszystko było na stos w lesie, potem zostało zwiezione na moje podwórko a w końcu przywiezione na teren Zlotu. Łącznie pracowaliśmy nad tym przez cztery miesiące i jeszcze dwa dni przed Zlotem docinaliśmy ostatnie sztuki.

- Ile osób przyjechało na Zlot, ile jest tipi i namiotów?

- Przyjechało około 600 osób i jest prawie 90 tipi. Namiotów nie liczyłem.

- Jak przebiega Zlot? Z czym masz problem? Z czego najbardziej się cieszysz?

- Problemów nie mam żadnych. Najbardziej pomaga mi Jan Rzatkowski, Darek Lipecki i Sylwester Stefaniak. Każdemu życzę takich współorganizatorów. Zresztą z całym zespołem Huu-Ska Luta dobrze współpracuje mi się już od dawna. Dużą pomoc po stronie graficznej udzieliła mi też Kasia Filipek. Cieszę się widząc dużą grupę takiniowców aktywnie biorących udział w imprezach ogólno-obozowych. Poza tym pogoda dopisuje i tętni życie obozowe wokół areny.

- Jacy szczególni goście zjawili się na Zlocie?

- Amancio Chiarri ( Indianin Kuna ), Mirko Fernandes ( Peru ), Louis Montenegro. Poza tym jest Jacek Przybylak, jeden z założycieli PRPI, jest Maka Sapa, najlepszy polski zespół bębniarzy, zespół Rainbow Moon, zespół Huu-Ska Luta a poza tym każdy uczestnik Zlotu jest dla mnie gościem szczególnym.

Z kroniki zlotowej Ranoresa:

Dzięki Tobie Zloty mają przyszłość i sprawiają, że ludzie stają się lepsi.
Dla Ranoresa,
MAKA SAPA

Z pewnego powodu, bynajmniej nie wspaniałej organizacji i świetnego miejsca, to był mój najpiękniejszy Zlot życia. I przypuszczam, że już nigdy mi się taki nie trafi.
Tonia

Musimy mieć marzenia, aby mogły się spełnić. Ten Zlot dał i nowe marzenia i ich spełnienie. Dziękuję wszystkim,
Magdalena Baklińska

Nieśmy energię poprzez taniec. Ten Którego Nie Ma

Atmosfera której się nie zapomni! Profesjonalna organizacja.Dziękujemy, że mogliśmy być tutaj z Wami.
Nuedi anay!
Amancia
Ewa
Yogili
Natalia

Gdyby można zatrzymać czas, zatrzymałbym go w tym miejscu i czasie.
Grzegorz (Wasyl)

Dziękujemy za zadawalający całym sercem Zlot jedyny w swym rodzaju.
Bizon

Zlot zarypisty, teren, rzeka, szczoj-sroje, tylko ta faktoria... jeeetam i tak tam nic nie kupuję.
Pawełek

Niesamowite wrażenia sprawiają, że na każdym Zlocie jesteśmy obecni, ale Uniejów 2003 pokazuje wyjątkowy styl organizacji. Jak to mówi Darek Lipecki, Ranores jest człowiekiem od zawsze związanym z PRPI.
Dziękujemy.
Luis
Santosa
Magda

Piękna impreza. Dobrzy z Was ludzie.
Piotr Wiele Wiatrów z Helu

Zloty w Uniejowie zawsze są takie same i nie można z nich wyjechać bez żalu.
Mościa z rodziną

Byłem na Zlocie po raz pierwszy, ale mam nadzieję, że nie ostatni. Wieczorne tańce, mgły i bębny nie giną z pamięci.
Andrzej Nowacki
Gubin

27 ZLOT PRZEŁOMÓW - relacja

Niestety, nie mogłam być na całym Zlocie, więc przyjechałam na week-endy.
W pierwszy było super i tak strasznie żal było jechać do domu.
Sam fakt bycia w tipi ze znajomymi, których czasem widziało się rok, albo i dłużej, jest czymś niezwykłym. Potem, po powrocie do domu wszystko wydaje się jakieś dziwne ... łóżko i krzesła...
Jeśli chodzi o organizację, to muszę przyznać, że była naprawdę dobra. Świetny był pomysł ze zrobieniem osobno kręgu do tańczenia i osobno ogniska. No było trochę cienia dla sprzedających. Tylko w faktorii było drogo i bez zbytniego wyboru.
Co do spotkań podczas Zlotu, to ciężko coś powiedzieć. Podobno często odbywało się pow-wow, a ja raczej miłośniczką pow-wow nie jestem. Raz było spotkanie pod hasłem - nauka tańca. Zawsze inaczej wyobrażałam sobie takie spotkania. Wydawało mi się, że spotyka się grupa zainteresowanych tym osób, podczas gdy inni uczestniczą w innych spotkaniach i każdy robi to, co go interesuje. A tu ? jedna grupa osób uczyła się tańczyć, a druga grupa siedziała obserwując ich.
Nigdy nie przeszkadzali mi turyści. Uważałam nawet, że w umiarkowanej liczbie są potrzebni, bo mogą coś kupić. W tym roku było ich pełno, wszędzie, o każdej porze dnia. Człowiek jadł sobie śniadanie przed tipi, a oni przychodzili i przyglądali się. W pierwszy week-end jeszcze jakoś było. Było dużo ludzi w strojach, były tańce i to jakoś skupiało uwagę turystów. Ale drugi week-end...
Raz idę sobie, a tu zaczepia mnie grupa turystów. I mówią, że nie mogą znaleźć żadnego Indianina, więc czy mogliby sobie zrobić zdjęcie ze mną. Później do łagodniejszych pytań należały; skąd jestem. Raz Custer powiedział, że powinnam była mówić w jakimś dialekcie, a on powiedziałby np., że jestem Indianką Navajo. Nigdy więcej turystów!
A jeśli już, to w wyznaczonych godzinach i w wyznaczonym dla nich miejscu.
Kiedy przyjechałam na drugi week-end z nadzieją pobycia jeszcze trochę na Zlocie, okazało się, że zakończenie było w piątek, w sobotę wszyscy wyjechali, a w niedzielę były już pustki i żałowałam, że nie wyjechałam o świcie. Trochę szkoda, że zakończenia nie było chociażby w sobotę.

Ania z Suchego Lasu



20 ZLOT PRPI W CHODZIEŻY


Zakończył się Podtęczowy Zlot PRPI (ci, którzy byli na rozpoczęciu, pamiętają tę dziwną tęczę).
Zlot Kolos - dla statystyki możemy podać iż według nieoficjalnych danych grupa organizatorów liczyła 11 osób, pomagało jej około 30 Policjantów, ustawiono około 70 tipi, a przez obóz przewinęło się ponad 1 000 (słownie jeden tysiąc) uczestników. Jeszcze w jego trakcie, na gorąco zebrałem poniższe opinie.

- XX Zlot PRPI nie mógł być udanym zlotem. Początek jego klęski zaczął się z chwilą złamania postanowienia Rady XIX zlotu. Postanowienie dotyczyło organizacji XX zlotu i zostało przypieczętowane wypaleniem fajki i innymi świętymi obrzędami.
Do dalszego umierania zlotu przyczyniła się likwidacja Rady Plemiennej Stowarzyszenia Kościanego Gwizdka, brak Tio-tipi, świętego ogniska i jego strażników, szałasu potu i innych obrzędów (totalny zanik sfery duchowej) ponadto brak zakazu picia alkoholu, komercja i samo położenie zlotu wiążące się ze zbytnią cywilizacją.
Przede wszystkim jednak odczuć można brak jedności i niesamowite podziały. No cóż, ale jak może być jedność skoro nie ma tu podstawowej świętej jednostki - świętego kręgu.
Zlot ten raczej ośmieliłabym się nazwać festynem. Oczywiście musi być też dobra strona organizacji. Według mnie sprowadza się ona do ubikacji i natrysków.
Monika Szutarska
Inowrocław

- To mój trzeci zlot z rzędu i widzę wyraźnie, że coś się zmienia.
To nie tylko coraz większa ilość tipi czy osób. Nie chodzi nawet o plastykowe ubikacje, telefon i knajpę z piwem.
Myślę, że na jakiś czas (może na zawsze) dam sobie spokój ze zlotami. Choć kto wie - pokusa spotkania ze znajomymi i przyjaciółmi może być silna.
Mam nadzieję jednak, że zlotowe zmiany pójdą w dobrym kierunku. Jeśli nie - wybiorę mniejszy krąg i rodzinną atmosferę.
Paweł Głogowski
Nowy Dwór Mazowiecki

- Ten Zlot nie jest aż tak piękny jakim był pierwszy. Zbyt duża liczba osób; z tego młodzież spoza kręgu miłośników Indian, która chciała się załapać na jak najtańszy obóz tzw. skinów, skinheadów, mieszkających koło mojego namiotu.
Ta nadmierna ilość ludzi nie pozwoliła na bliższe poznanie się prawdziwych miłośników Indian, których z tej całej ciżby było niewielu.
Jedyną atrakcją tego Zlotu, która mogła załagodzić rozgoryczenia mojego uczestnictwa był Stanisław Supłatowicz, który 20 lat temu witany był mile i serdecznie zarówno przez organizatorów jak i uczestników zlotu.
W tym roku, co z przykrością stwierdzam, został on zapomniany, nie powitany i nie pożegnany tak jak na to zasługuje.
Zofia Osika-Andrukowicz (Hi-la-dih)
Kraków

- Wszystko do dupy. Lepiej żeby się to nie powtórzyło.
Włodek Puch
Warszawa

- Przykro stwierdzić, że liczą się pieniądze, a nie ludzie.
Małgorzata Sawicka
Warszawa

- Bez komentarza.
Katarzyna Lesz

- Zła nazwa dla straży obozowej - "Policja" niezgodny z prawem. "Policja" - nazwa zastrzeżona.
- Niewłaściwy dobór ludzi do "Policji" (karani, bez forsy - na odróbce, łapani na łapu-capu).
- Niewłaściwa organizacja pracy "Policji".
- Brak regulaminu obozu.
- Złe rozplanowanie miejsc pod namioty.
- Nie wyznaczenie miejsc na ogniska i praktyczny brak nadzoru nad palącymi się ogniskami.
- Brak sprzętu p.poż.
- W dniu 02.08.96 o godz. 4.00 z obozowiska został zabrany chłopak, któremu wszedł do ucha żuczek - został przewieziony przez kierowcę który przywiózł córkę i koleżanki i nocował w samochodzie, inaczej praktycznie niemożliwe byłoby znalezienie kierowcy. W szpitalu w Chodzieży nie chciano go przyjąć i musiano z nim jechać do szpitala w Pile, gdzie usunięto żuczka.
- Brak zainteresowania ze strony stałych bywalców w stosunku do młodzieży.
- Ludzie kąpią się w jeziorku a na górze stoi cmentarz z którego (wg przeprowadzonych badań) wymywany jest do jeziorka trupi jad.
Janusz Samborski
Szczecin

- Strasznie śmieszne jest to, że nie istnieje prawdopodobnie konieczność pamiętać imion uczestników, bo każdy ma numer i plakietkę i staje się anonimowy. Wygląda to śmiesznie.
Poza tym policja stojąca i wyglądająca tylko na ludzi zorientowanych, na pytania gdzie może być lekarz, apteczka lub tipi odpowiada gdzieś tam lub nie wiem.
Jezioro z palami na kilka metrów, niewidocznymi gołym okiem gwarantuje "super bezpieczeństwo" i niezapomniane wrażenia. A poza tym zamierzam się dobrze bawić.
Hej
Drobiazg z Poznania

- Skoordynowanie pracy POLICJI jest zapewne bardzo trudne, ale jakże prosty szary uczestnik Zlotu Przyjaciół Indian ma mieć zaufanie do strażników prawa skoro rozmijają się oni w dyrektywach.
Oto prosty przykład:
Gdy tylko rozbiliśmy namioty, jeden z POLICJANTÓW wyznaczył nam miejsce na ognisko. Następnego dnia zgodnie ze wskazówkami, wraz z ludźmi ze sąsiednich namiotów, rozpaliliśmy ogień. Niestety nie nacieszyliśmy się ogniskiem zbyt długo, zjawił się POLICJANT i kazał zgasić, strasząc nas mandatem. Nic nie dały próby powoływania się na pozwolenie jego kolegi. Prawdopodobnie było zbyt wiele ognisk w niedużej odległości.
W tradycyjnych indiańskich społecznościach ludzie zajmujący się pilnowaniem porządku nazywani byli ŻOŁNIERZAMI-PSAMI, zastanawiam się czy taka nazwa nie byłaby bardziej adekwatną, może spełniający te funkcję czuliby się mniej pewnie i bardziej dbali o innych.
Amatorzy wieczorów przy ognisku.

- Wydaje mi się, że koncert w Amfiteatrze zaleczył wszystkie rany między interesującymi się Ameryką Północną i Południową.
Grzegorz Gralikowski
Pabianice

- Braki jak na każdym Zlocie. Brak Kręgu. Na tym terenie nawet chyba by się nie dało zrobić kręgu. Organizatorzy starają się, ale nie wszystko da się upilnować, nawet przy pomocy "armii" ludzi. Wszystko zależy jednak od uczestników, czyli od nas. Jeżeli chcemy, żeby było lepiej to sami musimy brać w tym udział.
Nawrót do klimatu i organizacji dawnych Zlotów jest niemożliwy, choćby ze względu na ilość uczestników. Najmniej kłopotów jest z tymi co są na Zlocie po raz pierwszy.
Te identyfikatory to do kitu - nie da się tego upilnować w żaden sposób.
emeryt zlotowy
Turek

- Wiem, że większość tych opinii o zlocie jest negatywna, ale naprawdę trudno było wtedy, podczas całej imprezy zdobyć inne. Można oczywiście brać poprawkę, że ludziom niezadowolonym zawsze łatwiej jest się wypowiadać.
Nie mam zamiaru prowadzić jałowych dyskusji nad tym, czy zlot był udany czy nie, czy będą następne, czy też będzie on ostatnim. Zloty oczywiście będą dopóki znajdą się uczestnicy chcący spotkać się ze swymi znajomymi z Polski i dopóki będą organizatorzy którzy będą chcieli zbić kasę na organizacji Zlotu.
Ja sam pamiętam dobrze ogromną radość ze spotkania przyjaciół spoza Łodzi których nie widziałem już dwa lata i gotów jestem pojechać na kolejny, choćby nie wiem jak zafajdany zlot byle tylko spotkać się znów w tym gronie. Muszę jednak przyznać, iż był to naprawdę przełomowy zlot. Przynajmniej we mnie coś pękło.
Śmiech mnie ogarnia, gdy wspominam nasze gorące spory na temat strojów, zwyczajów obowiązujących na zlocie, konieczności trzymania się tradycji indiańskich.
Pamiętam jak debatowaliśmy nad pogłoskami o zlotach w Czechosłowacji na których można było mieć tylko trzy przedmioty pochodzące z cywilizacji białych ludzi. Uważaliśmy to wtedy trochę za zbyt radykalne postanowienie, ale większość z nas starała się zastępować przedmioty naszej cywilizacji przez elementy bardziej odpowiednie do kultury indiańskiej. Wielu z nas miało też wątpliwości gdy w indianistycznych grupach tworzyły się zespoły które dawały występy dla pieniędzy.
W świetle tegorocznego zlotu te wszystkie wątpliwości okazały się po prostu śmieszne. Zwyczaje się mieniły. Po co jakiś obwoływacz wioskowy gdy można było zamontować kolumny i nagłośnienie, po co wspólne wieczorne ogniska gdy jest tele-bim, po co wspólny taniec przy ognisku gdy są występy na estradzie, nie ma imprez łączących zlotowiczów, ale jest przecież bar z piwem i oczywiście indiańska kiełbaska na gorąco z musztardą.
Kiedyś uczestnicy zlotu wymieniali się indiańskimi elementami wykonanymi przez siebie, niekiedy starzy uczestnicy dawali je nowym w prezencie, dziś nie przyszłoby to nikomu do głowy bo przecież wiadomo, że ozdoby z koralików robi się po to by zarobić.
Najbardziej utkwił mi w pamięci moment, gdy grupa starych wyjadaczy postanowiła wypalić świętą fajkę jako oznakę zgody. Zebrał się oczywiście wokół nich tłum, który za bardzo nie wiedział w czyim imieniu występują uczestnicy obrzędu, w dodatku okazało się, że istnieje problem ze znalezieniem najpotrzebniejszych czyli organizatorów.
Obrzęd w końcu się zaczął, a ja stałem sobie z boku i popijałem piwko. Kiedyś poczytane zostałoby to za świętokradztwo, ale na tym zlocie jakakolwiek świętość została już dawno zniszczona. Została tylko komercja.
Dziwne, ale o organizatorach trudno jest powiedzieć coś złego bo prawie nikt ich nie widział.
Widoczna była jedynie Policja której główną troską było czy zatrzymany przez nich osobnik ma przy sobie karnet i czy zapłacił za Zlot.
Chciałbym byście podzielili się swoimi, przemyślanymi już teraz uwagami. Minął miesiąc od zakończenia zlotu więc możecie się zdobyć na podsumowanie.
Chciałbym także rzucić temat do rozpatrzenia przez wszystkich.
Czy jako miłośnicy kultury indiańskiej i ponoć przyjaciele Indian (jak wskazuje nazwa PRPI) możemy zarabiać na nich pieniądze?
Czy jest to dozwolone, czy też zabronione? A może jest jakaś granica?
Może Ci którzy lubią zarabiać pieniążki na kulturze indiańskiej powinni założyć Polski Ruch Propagowania i Prezentacji Kultury Indiańskiej (PRPiPKI) a PRPI zostawić dla tych naiwniaków?
Błażej Powroźnik
(Ten-Który-Nie-Chce-Wydorośleć)

Kontakt z autorem " Mieszaniny kaliszanina" Marek Cichomski .



27 ZLOT W UNIEJOWIE | 20 ZLOT PRPI W CHODZIEŻY |



Ilość osób obecnych teraz na stronie:


Idź do góry | Wróć do strony Marka | Wróć do strony głównej

Copyright by Dariusz Lipecki